fot. Damian Buchmiet/Marcin Golizda-Bliziński/Marcin Zakrzewski
Dzięki chustującemu trybowi życia współcześni ojcowie są tam, gdzie być powinni – blisko swoich dzieci. O tym, jak chusty zmieniają spojrzenie na tacierzyństwo i wychowywanie dziecka, opowiedzą nam trzej panowie.
Wszystkiemu winne kobiety
Był jednym z pierwszych w Polsce. Dziś
Marcin Zakrzewski – spełniony tata Felixa i Bruna – jest specjalistą od chust – wie na ich temat wszystko lub prawie wszystko. Swoją wiedzą i doświadczeniem dzieli się z ojcami, którzy w świecie chustowym stawiają swoje pierwsze, nieśmiałe kroki. Długie chusty odkrył wspólnie z żoną Kasią w trakcie spacerów po niemieckich ulicach i w mgnieniu oka zaraził swoją pasją rodaków. Również
Damian Buchmiet – tata Kamila i Aleksa – oraz
Marcin Golizda-Bliziński – tata Stasia na drogę chustową zostali sprowadzeni przez swoje żony.
Marcin Zakrzewski: Gdy umieszczałem na rodzinnym blogu zdjęcia mojego synka, nie przypuszczałem, że zostaniemy zasypani mailami od obcych ludzi, którzy koniecznie chcieli mieć taką chustę jak na fotografiach. Chusta wiązana była wtedy (w 2005 roku) zupełnie nieznana nad Wisłą. Długie chusty to prawdziwa rewolucja, ale noszenie w Polsce ma swoją tradycję. Jeszcze 10 lat po wojnie w biedniejszych regionach kobiety owiązywały się kwadratowymi chackami, w których nosiły dzieci. Współczesne chusty, które przyszły do nas z Niemiec, to już zupełnie inna bajka – tkane specjalnie dobranym splotem, kolorowe, na każdą okazję.
Damian Buchmiet: Początkowo Ania wspominała o chustach dosyć nieśmiało, jednak szybko przekonała się, że podchodzę do tematu z zaciekawieniem. Większość informacji o chustach czerpaliśmy z Internetu, różnych forów tematycznych oraz od innych „chustujacych” rodziców. Staraliśmy się dowiedzieć jak najwięcej, aby rozwiać wszelkie wątpliwości dotyczące wpływu noszenia w chuście na rozwój dziecka. Ostatnich obaw pozbyliśmy się podczas wizyty u lekarza ortopedy.
Marcin Golizda-Bliziński: Moja przygoda z chustowaniem i ogólnie Rodzicielstwem Bliskości rozpoczęła się dzięki żonie. Beata o chustonoszeniu dowiedziała od babci, która opowiadała jej, jak dawniej na wsi w Polsce noszono dzieci – po prostu w chuście!