Jak to jest naprawdę z nosidełkami? Producenci zachwalają
jako sprzęty bezpieczne już dla noworodka. Doradcy noszenia przestrzegają, żeby
poczekać aż dziecko samodzielnie usiądzie. A rodzice zastanawiają się, co
wybrać – chustę, której wiązania trzeba się nauczyć, czy nosidełko, które
zakładamy, zapinamy klamrę i gotowe.
Zanim
zostałam doradcą noszenia, byłam zwyczajną noszącą mamą – dowiedziałam się o
chustach w szkole rodzenia, zaczęłam nosić. Potem zaczęłam zgłębiać temat, szperając
w internecie, bo wtedy (2008 r.) było to jedyne źródło informacji o chustach.
To, co znajdowałam, było sumą doświadczeń i obserwacji z zagranicznych podróży,
nie zaś rzetelną wiedzą.
Nosiłam
dużo. Zrezygnowałam z wózka. Po kilku miesiącach codziennego motania chusty
miałam spore doświadczenie. Ale, patrząc z perspektywy czasu, słabo radziłam
sobie z chustą – wielokrotnie zdarzało się, że było mi niewygodnie. Kombinowałam z różnymi wiązaniami i z utęsknieniem czekałam do momentu aż moja
Córka usiądzie, bo intuicyjnie należałam do tej grupy rodziców, którzy woleli
poczekać do tego „magicznego momentu” z zakupem nosidełka. No i wreszcie się
doczekałam! Moja przygoda z nosidłami zaczęła się od nosidła Mei-Tai, potem
było nosidło ergonomiczne. No i niby było łatwiej, ale jakoś nie do końca byłam
przekonana. Próbowałam różnych sprzętów. Próbowałam też powrotu do chusty i
wiązania na plecach. Moje ostatnie noszenie Córki (już w ciąży z Synem) to był
właśnie plecak z chusty tkanej.
A potem zostałam doradcą noszenia
i teraz już wiem, dlaczego nosidełko nadaje się dopiero dla dziecka
samodzielnie siedzącego. Rozumiem też, dlaczego miałam kłopoty z chustą i
dlaczego było mi niewygodnie. Wiem, że nie ma nosidła idealnego i że nie jest
dziwne, że było mi niewygodnie w czymś, co moje koleżanki "wielbiły" i uznawały
za szczyt wygody.
Zacznijmy
od początku, czyli od kręgosłupa, który powinien być pod szczególną ochroną aż
do momentu, kiedy nasz malec zaczyna samodzielnie chodzić. Wtedy mięśnie są na
tyle silne, żeby móc utrzymać prawidłową pozycję ciała. Wcześniej to my i
sprzęty używane przez nas powinny dbać o to, żeby pozycja dziecka była
prawidłowa (fizjologiczna). W chuście czy nosidle pozycja dziecka odpowiada
pozycji, jaką przyjmuje dziecięce ciałko w leżeniu na brzuszku (leżeniu
przodem):
- W chuście da się utrzymać pozycję wygodną dla dziecięcego kręgosłupa
(fizjologiczną) i, co z tym związane, bioderek.
- W nosidle nie jest to możliwe.
POZYCJA CIAŁA DZIECKA W CHUŚCIE
Chusta
pozwala na wygodne i bezpieczne (niezbyt duże) odwiedzenie nóżek i na odpowiednio
duże zgięcie. Dzięki temu kręgosłup noworodka może być w pełnej kifozie
(kształt litery C), a głowa może swobodnie opaść na ciało noszącego. Maluszek
układa się tak samo, jak położony swobodnie na klatce piersiowej rodzica
podczas kangurowania.
POZYCJA CIAŁA DZIECKA W NOSIDLE
W nosidle pozycja jest inna, bo miednica dziecka jest
przyklejona do brzucha czy pleców noszącego. Mamy szeroko odwiedzione nóżki
(często małe nóżki wręcz oplatają tułów noszącego), małe zgięcie (kolanka w
żadnym nosidle nie mogą się znaleźć wyżej niż biodra) a w konsekwencji
kręgosłup, który się prostuje i głowę, która ma tendencję do opadania do tyłu
(to jeden z problemów rodziców noszących w nosidłach, który nie dotyczy tych
chustujących).
Chustę od nosidła odróżnia również to, że otula ona dziecko ze
wszystkich stron, stabilizując bocznie kręgosłup, którego noworodek nie jest w
stanie samodzielnie utrzymać. W nosidle nie ma stabilizacji bocznej – nie
nadaje się zatem ono dla dziecka niesiedzącego.