Do szpitala
przyjechałam 21.10 ok. 19 z bólami w podbrzuszu co 4 min. Położna mnie
zbadała, szyjka prawie zgładzona, niescentrowana, rozwarcie trochę ponad
1 palec. Odesłałam wiec męża do domu, bo do rana miało się nic nie
zdarzyć, jednak bóle się nasilały i poszłam pod prysznic, ok. 23 szyjka
była całkowicie zgładzona i częściowo scentrowana. Próbowałam sobie
radzić z bólem. Około 1 w nocy bóle stały się nie do zniesienia, poszłam po
raz kolejny pod prysznic, przynosił ulgę pomiędzy bólami, które były już
co 3min, ale w szczycie nic. Szyjka była całkowicie zgładzona, potem o godz. 2
była już prawie na 2 palce, i pani Dorota w badaniu KTG i brzucha
stwierdziła skurcze. Pod koniec każdego miałam mdłości 2-3x torsje. Od
2-3 balansowałam na piłce, o 3 rozwarcie przekroczyło 2 palce,
zdecydowałam się na lewatywę, zadzwoniłam po męża i całe szczęście. Po
lewatywie poszłam jeszcze pod prysznic. Później położyłam się na worku
sako, dostałam od położnej ciepły termofor na brzuch, ok. 4 nad ranem
moje rozwarcie osiągnęło 3 palce przyjechał mąż, potem poszło bardzo
szybko, ok. 4:45 odeszły mi wody przy pełnym rozwarciu. Położna i mąż
przekonali mnie żebym wstała i oparła się o stół porodowy, zaczęły się
skurcze parte, po kilku skurczach pomogli mi wejść na stół. Rodziłam w
pozycji kolanowo-łokciowej, z ochroną krocza i udało się, o 5:20 na
świat przyszła Martynka i trafiła na mój brzuch. APG:10, 3250g, 54cm
długości, nie pękłam i nie byłam nacięta, w zasadzie od razu po porodzie
normalnie funkcjonowałam. Poczekaliśmy, aż przestanie tętnic pępowina,
wówczas została zaciśnięta i mąż z dumą ją przeciął. Położna cały czas
mówiła, jak oddychać, kiedy nie przeć, dostałam naprawdę olbrzymie
wsparcie.
Niestety, mała po 10-15 minutach została zabrana na
wszelkie szpitalne czynności, a ja nie miałam siły walczyć i poddałam
się temu. Dostałam ją godzinę po porodzie, bo mąż po nią poszedł, nikt
sam z siebie nie zapytał, czy przynieść dziecko. Była już wymyta i w
kokonie. Na oddziale noworodkowym robiono wszystko przy dziecku, chyba
aż za dużo.
Co do karmienia jeszcze, ponieważ wiedziałam, że w
Koperniku dzieci są dokarmiane, więc od pierwszej nocy miałam Malutką
przy sobie, odwoziłam ją tylko na przewinięcie, i zaraz położne mi ją
przywoziły. Nawet pierwszą noc spędziła ze mną ku zdziwieniu położnych.
Jedna położna zmasakrowała mi pierś, kazała masować, żeby pomóc
dziecku. Oczywiście, położne swoje, a jak wychodziły z sali ja wracałam
do wiedzy ze szkoły rodzenia. Kiedy mała nie chciała się uspokoić, a w
szpitalu 27 st.C, zaproponowały dopojenie glukozą, dzielnie podałam
pierś i Malutka usnęła.
Teraz może trochę to uporządkuję:Przygotowałam
plan porodu, szpital został wybrany świadomie, z pomocą strony fundacji
Rodzić po ludzku, zależało mi żeby były szanowane prawa pacjenta i
mamy, ochrona krocza i dogodna pozycja.
Chociaż wspominam cały ten
okres cudownie i lepiej niż mogłabym sobie wyobrazić, nie było
idealnie, bo mała nie mogła zostać ze mną te 2 godziny po porodzie, bo
została umyta, bo sama musiałam pilnować, aby jej nie dokarmiano, ale
nikt mnie nie popędzał, wszyscy czekali na naturalny rozwój wypadków,
każda interwencja medyczna podczas porodu, a także po nim, była
konsultowana ze mną, zapytano czy chce szczepić i podać witaminę K.
Jeśli miałabym jeszcze rodzić w szpitalu, to na pewno w żadnym innym
szpitalu, bo chyba nie umiem zaufać innej położnej, na szczęście nie
muszę i teraz mogę sama decydować o procedurach, przebiegu porodu i
połogu, karmieniu i myciu, bo mogę urodzić w domu, z tą samą położną, a
to jest bezcenne.
Poród mojej pierwszej córki był
najcudowniejszym momentem mojego życia, dzięki tak cudownej opiece
położnej odważnie patrzę w przyszłość, odważnie patrzę na kolejne ciąże
porody, bo wiem że jestem w najlepszych rękach, które zapewnią mi
najlepsze wsparcie w tych wyjątkowych chwilach. W Chwilę po porodzie,
kiedy Mała była u mnie na brzuchu z radością zapytałam męża kiedy
następne i z niecierpliwością czekałam na moment naszej wspólnej
gotowości i wskazanie II kresek na teście ciążowym, teraz czekamy na
nasze kolejne dziecko z optymizmem, a nie strachem, naprawdę każdej
kobiecie życzę aby mogła tak wspominać ten dzień jak ja.
Mamy też
nadzieję, że nasz domowy poród dojdzie do skutku i wszystko będzie
idealne, a tyle na ile natura oczywiście pozwoli, jednakże jak mówi mój
lekarz, że jeśli nie czynimy gwałtu na naturze, nie ma
niebezpieczeństwa.