– Do jednej z sali mogliśmy wejść tylko na czworakach, żeby wczuć się w rolę raczkującego maluszka. Ta część zrobiła na mnie największe wrażenie. Najpierw trzeba było pokonać trzy schody do góry i trzy na dół – oczywiście tak jak nasze dzieci – najpierw kolano, potem noga, a dopiero potem reszta. Przyznam się, że „wspinaczka” na szczyt schodów była nie lada wyzwaniem i byłam naprawdę zmęczona – wyznaje Basia, mama półtorarocznej Oliwki.
Ważnym elementem niecodziennej eskapady był także ojciec-olbrzym. – Gumowy tata uzmysłowił mi, jak trudno było mojemu synowi stawiać pierwsze kroki, trzymając ją tylko za rączki. Naprawdę trudno jest utrzymać równowagę, a ręce piekielnie bolą – relacjonuje Tomek, tata 3 letniego Leona.