Katarzyna Dudo-Zakrzewski – ciąg dalszy
Obaj synowie karmieni byli piersią i jestem przekonana, że przygotowało ich to w pewnym stopniu do samodzielnego jedzenia. Poznawali różne smaki pijąc mleko i sygnalizowali, który smak im szczególnie odpowiada. Psychologowie twierdzą, że karmienie piersią jest pierwszym naturalnym krokiem do BLW, bo dziecko przyjmuje za pewnik, że samo decyduje o tym, kiedy jest głodne i ile chce zjeść. Nie chciałabym dorabiać teorii do jedzenia, ale coś w tym jest. Utwierdziła mnie w tym przekonaniu znajoma, która wróciła z konferencji dla położnych. Wśród niemieckich położnych i doradców laktacyjnych BLW robi prawdziwą furorę, chociaż książka „Bobas lubi wybór” nie doczekała się jeszcze niemieckiego tłumaczenia. Na pewno mamom karmiącym piersią jest nieco łatwiej pozwolić maluchowi na samodzielne rozszerzanie diety, bo po „zabawie w jedzenie” dziecko uzupełni posiłek mlekiem mamy. Jednak moim zdaniem szczególnie mamy karmiące butelką powinny zastanowić się nad BLW – to najprostszy sposób rozszerzenia diety malucha o nowe smaki.
Nie gotuję specjalnie dla dzieci, a właściwie nie gotuję oddzielnych potraw o innej konsystencji – choć często wybieram dania, które moje dzieciaki szczególnie lubią. Od kiedy są na świecie używamy zdecydowanie mniej soli i to jest chyba jedyny kompromis kulinarny, na jaki poszliśmy. „Chce Ci się tak bawić? Pewnie godzinami gotujesz, a później sprzątasz!” – słyszałam kiedyś od koleżanki zdumionej, że jest wprost przeciwnie. Nie tylko nie gotuję specjalnie dla dzieci, ale także nie mam problemów z jadaniem poza domem. Często podróżujemy, a dziecko samodzielnie jedzące to większa przyjemność z wizyt w restauracjach. Wystarczy tylko zapakować do torby parę rekwizytów – nie ruszamy się nigdzie bez mokrych chusteczek, to chyba podstawowe i
jedyne „wyposażenie” rodziców samodzielnie jedzącego dziecka. Na
początku wszędzie chodziliśmy ze zwijanym silikonowym śliniakiem z
kieszonką, który jest poręczny i bardzo skuteczny w pierwszych wprawkach
jedzeniowych. Następnie zaczynamy od przestudiowania menu. Zawsze udaje nam się znaleźć coś, co jest odpowiednie dla malucha – przydaje się rzut oka na listę dodatków, żeby nie wybierać potraw ze wzmacniaczami smaku, konserwantami czy substancjami barwiącymi. Jedząc poza domem nie uniknie się nadmiaru soli, dlatego uważamy, żeby dzieciaki później dużo piły, co pomoże pozbyć się jej z organizmu. Przekonaliśmy się, że wbrew pozorom menu dziecięce proponowane w wielu miejscach zazwyczaj składa się z mało wartościowego zestawu pod fantazyjną nazwą – na szczęście chłopcy mają swoje ulubione dania i udaje nam się uniknąć frytek na każdą okazję. Zabawnie wyglądają dorośli zdumieni tym, jak sprawnie sobie radzą nasze dzieciaki z całkiem niedziecięcymi potrawami!
Dla mnie BLW to coś więcej niż rozszerzanie diety niemowlaka – to element naszego codziennego życia, już bez szumnej nazwy. Dla rodziców, którzy interesują się kuchnią i lubią dobrze zjeść BLW będzie elementem układanki, do której należą też wspólne zakupy, wspólne przygotowywanie posiłków i wspólne jedzenie tak często, jak to jest możliwe. Dzieciaki, którym pozwoli się pochłaniać wzrokiem apetyczne warzywa na targowym stoisku są bardziej skłonne do pochłaniania tych samych warzyw przy rodzinnym stole. Nawet jeśli kilkulatek ma chwilowy but przeciwko różnorodności (co jest zresztą całkiem naturalne i ma swoje korzenie w ewolucji), powróci do nawyków żywieniowych wyniesionych z niemowlęctwa. Jedzenie jest tylko pretekstem do bycia razem i poznawania zachowań społecznych. A jaka to wspaniała terapia dla zestresowanych babć, które w końcu mogą się rozluźnić mówiąc: „Ach, jak mój wnuczek pięknie je!”