Z Barbarą Gąsiorowską, pedagogiem
i hipoterapeutką, współautorką książki "Psychopedagogiczne aspekty
hipoterapii dla dzieci i młodzieży niepełnosprawnych intelektualnie",
pracownicą Fundacji Pomocy Dzieciom Niepełnosprawnym Hipoterapia w
Warszawie, rozmawiała Jolanta Walczyk.
fot. www.sxc.hu
Redakcja EkoRodzice.pl: Kiedy konie skradły Pani serce?
Barbara: Konie to zwierzęta,
którymi interesowałam się od dzieciństwa. Dzięki wieloletniemu obcowaniu
z nimi jako jeździec poznałam dobrze ich psychikę i jestem w stanie
docenić pozytywny wpływ tych zwierząt na funkcjonowanie naszych
pacjentów. Oczywiście, nie przypuszczałam wtedy, że właśnie hipoterapia
będzie moim sposobem na życie, szczerze powiedziawszy bardziej myślałam o
hodowli koni czy pracy w stadninie. Na ostatnim roku studiów po raz
pierwszy usłyszałam o działającej na Ursynowie Fundacji Hipoterapia.
Postanowiłam zgłosić się na jeden z pierwszych kursów – szkolących
instruktorów ruchowych ze specjalnością hipoterapia – organizowanych przez
Polskie Towarzystwo Hipoterapeutyczne i po ukończeniu go zaczęłam
pracować w Fundacji.
Redakcja EkoRodzice.pl: Jakie schorzenia leczy się najlepiej za pomocą hipoterapii?
Barbara: Wydaje mi się, że
zupełnie nie zależy to od rodzaju schorzenia. Raczej od całego procesu
terapeutycznego, w jakim funkcjonuje dziecko i którego tylko jednym z
ogniw jest hipoterapia. Na pewno jest to jednak taka forma, która może
pomoc każdemu pacjentowi w zbudowaniu motywacji do kontaktu, budzeniu
ciekawości poznawczej niezbędnej do świadomego działania. Codziennie
spotykam się z małymi cudami, które może nie są szczególnie
spektakularne, natomiast biorąc pod uwagę stan naszych podopiecznych
czasem są dla nich milowym krokiem w rozwoju. Zawsze staram się trzymać
zasady, że każdego terapeutę obowiązuje "optymizm pedagogiczny". Każe on
wierzyć, że nasz pacjent jest w stanie osiągnąć optymalny dla siebie
stan rozwoju.
Redakcja EkoRodzice.pl: Jakie dzieci trafiają najczęściej pod Pani skrzydła?
Barbara: Pracuję głównie z małymi
dziećmi w wieku od 3 do 7 lat z niepełnosprawnością intelektualną lub
autyzmem.
Redakcja EkoRodzice.pl: Gdy uda się pomóc, pojawia się duma i satysfakcja...
Niewątpliwie najmilszy w mojej pracy jest moment, kiedy pomimo
swoich ograniczeń, mały pacjent całym sobą pokazuje zadowolenie z jazdy
na koniu. Gdy widzę, że zaczyna nawiązywać kontakt z nim oraz ze mną i
sprawia mu to olbrzymią frajdę. Obserwowanie, jak z zajęć na zajęcia
robi postępy daje naprawdę dużą satysfakcję.
Redakcja EkoRodzice.pl: Jednak nie wszystko w życiu kończy się "happy endem". Co boli Panią najbardziej w tym zawodzie?
Barbara: Nieprzyjemne są sytuacje, kiedy pomimo naszych wysiłków stan pacjenta znacznie się pogarsza
i po latach wspólnej pracy musimy się rozstać. Tak było w przypadku 17
letniego Michała, chłopca upośledzonego intelektualnie w stopniu
głębszym, który był jednym z moich pierwszych samodzielnie prowadzonych
pacjentów. Mimo że nie porozumiewał się mową werbalną, jego zachowanie
świadczyło o tym, jak bardzo lubi zajęcia na koniu. Mama Michała
opowiadała, że rano w dzień hipoterapii, Michał chętnie wstawał, brał w
ręce swój toczek i już czekał gotowy na wyjście . Po 6 latach spotkań
najpierw z koniem Płajem potem z Dofim, musieliśmy przerwać terapię ze
względu na pojawienie się bardzo silnych ataków epileptycznych. Choroba
dokonała ogromnych spustoszeń w układzie nerwowym chłopca. Michał
czasami nas odwiedza, ale został unieruchomiony w wózku inwalidzkim. Z
dawnego zapału, jaki zawsze okazywał na widok konia, dziś można dostrzec
tylko błysk w oku, gdy końskie chrapy obwąchujących jego kolana w
poszukiwaniu przysmaku.To smutne, ale czasem tak się zdarza.
Redakcja EkoRodzice.pl: Wspomniała Pani wcześniej, że spotyka się w tym zawodzie "małe cuda". A Pani największe osiągniecie?
Barbara: Przypadek 8,5 letniego Mateusza chorego na zespół genetyczny protheus.
Schorzenie, na które cierpi Mateusz, powoduje m.in. przerost tkanki
limfatycznej w obrębie ciała. Spowodowało to znaczne opóźnienie w
rozwoju psychoruchowym chłopca. Gdy przyszedł na zajęcia po raz pierwszy
miał 3 lata, jeszcze wtedy nie chodził samodzielnie, dopiero zaczynał
stawać przy barierce łóżeczka. Był dzieckiem bardzo biernym, nie zwracał
uwagi na rozłąkę z mamą, na to, że zsuwał się z konia. Pierwsza reakcja
emocjonalna wystąpiła po kilku jazdach, gdy koń nagle zarżał. Chłopiec
spojrzał na mnie zaciekawiony, gdy naśladowałam, co zrobił koń – zaczął
głośno chichotać i to był początek naszej długoletniej przyjaźni. Już
wkrótce pojawiły się zmiany w funkcjonowaniu Mateusza – coraz pewniej
zaczął stawać samodzielnie. Mama zawsze z zachwytem obserwuje zajęcia
synka, który obecnie bardzo aktywnie uczestniczy w zajęciach na koniu,
jest chętny do podejmowania coraz trudniejszych zadań i entuzjastycznie
cieszy się z ich wykonania. Często podkreśla, że są to jedyne zajęcia, w
których Mateusz uczestniczy z takim zapałem, na innych – rehabilitacji
ruchowej czy logopedycznej – pojawia się bunt, odmowa współpracy. Mimo
istniejących przecież nadal znacznych ograniczeń w rozwoju ruchowym i
poznawczym chłopca, jego zapał do tej formy zajęć pozwala mi mieć
nadzieje, że wspólnie z koniem, pomożemy mu funkcjonować coraz lepiej.
Mamy nadzieję, że
stan chłopca i innych podopiecznych fundacji dzięki Państwa pracy będzie
się stale polepszał. Dziękuję za wywiad i życzę dalszych sukcesów
zawodowych.
Barbara Gąsiorowska
Absolwentka Wydziału Pedagogiki Uniwersytetu Warszawskiego, instruktor
rekreacji ruchowej ze specjalnością hipoterapii, ukończyła kursy
kinezjologii edukacyjnej, logopedii szkolnej, SI integracji
sensorycznej, psychomotoryki, szkolenie trenerów Olimpiad Specjalnych
w zakresie jeździectwa, staż w zagranicznych ośrodkach terapeutycznych
F.E.N.T.A.C (Francja) i Diamond Centre (Anglia), prowadzi hipoterapię
od 1994 r.; jedna z autorek książki "Psychopedagogiczne aspekty
hipoterapii dla dzieci i młodzieży niepełnosprawnych intelektualnie"
(Warszawa, 2002), wykładowca na kursach dla instruktorów hipoterapii.