Autorka: użytkowniczka portalu agnieszkabIlekroć spojrzę na łóżeczko niemowlęce mojej ponaddwuletniej córeczki, wracają wspomnienia przygotowań do jego zakupu, a po przyjściu na świat dziecka oczekiwań, że będzie ono spało samodzielnie. Godziny spędzone na poszukiwaniu wymarzonego mebelka – żeby był drewniany (i ten dylemat z jakiego drewna), żeby kolorem był dopasowany do dziecięcego pokoiku, żeby miał szufladę na pościel, żeby nie był zbyt wysoki ani za niski, żeby dwupoziomowy i z wyjmowanymi szczebelkami, żeby styl miał dziewczęcy... i czy na biegunach jak kołyska, czy z baldachimem czy bez, i koniecznie z zagłówkiem, żeby dziecko nie obijało sobie główki podczas snu.
fot. www.sxc.hu
Hmm, ale piszą, że każde dodatki do łóżeczka typu zagłówek, baldachim tylko absorbują kurz i lepiej ich unikać, żeby nie narazić niemowlaka na alergie... A na koniec kluczowe, dla nas najważniejsze zadanie – dobór materacyka, bo przecież dziecku musi być wygodnie, żeby się wysypiało, a kręgosłup prawidłowo rozwijał. Poczytaliśmy o wspaniałych właściwościach wypełniaczy i wybór ostatecznie padł na materacyk 3-warstwowy: gryka, pianka, kokos. Oczywiście uważaliśmy wtedy, że dziecko musi mieć swój własny kąt i od maleńkiego powinno być przyzwyczajane do samodzielnego spania.
Odkąd Krysia pojawiła się na świecie, początkowo skutecznie wdrażaliśmy obraną strategię wychowania. W dzień była opieka nad córeczką, nieustanne noszenie na rączkach, częste i długie karmienia piersią na żądanie, średnio 8-12 razy na dobę, minimum 20 minut, co dawało naprawdę dużo czasu spędzanego razem i było dodatkowo dużym obciążenie dla kręgosłupa. Noc miała być odpoczynkiem. Upragnionym odpoczynkiem, bo kręgosłup w końcu zaczął dawać się we znaki od ciągłego noszenia i pochylania przy karmieniu. Oczywiście w nocy też karmiłam, ale wydawało mi się, że lepiej jest wstawać po kilka razy do dziecka niż położyć go sobie przy piersi. Bo może jeszcze bym przespała karmienie albo przez sen podała nie tą pierś co trzeba, wtedy karmienie byłoby mniej efektywne. Poza tym jak dziecko sypia w swoim własnym łóżeczku, to przecież tylko powód do dumy, bo jest takie samodzielne ;)
Od urodzenia Krysia zasypiała podczas wieczornego karmienia w moich objęciach, po czym odkładałam ją do tego – najlepiej w naszej mocy przygotowanego i wybranego – łóżeczka. I tak mijał miesiąc, dwa… i kolejne…, aż dziecku przestała wystarczać bliskość, jaką zapewnialiśmy mu w ciągu dnia i pojawiły się problemy z usypianiem. W momencie odkładania do łóżeczka zaczynała się wybudzać. Płacz oznaczał potrzebę noszenia, lulania i przytulania. Nigdy przez myśl nam nie przeszło, żeby zostawić ją na wypłakanie samą w pokoju. Sposoby pana Ferbera były dla nas nie do przyjęcia, ale z drugiej strony… ile tak można nosić i nosić, lulać i lulać… przecież wieczorem fajnie jest mieć trochę wolnego czasu dla siebie.
W końcu zaczęłam odpuszczać… Najpierw zabierałam ją do łóżka małżeńskiego od drugiego nocnego karmienia, zwyczajnie dlatego że byłam zmęczona nocnym wstawaniem. Później, kiedy wieczorne usypianie stało się za bardzo wyczerpujące i zaczęło trwać do godziny czasu, postanowiliśmy zaprosić ją do naszego łóżka już na stałe.
Szybko zauważyliśmy zmiany, to było niebywałe. Usypianie jej w naszym łóżku trwało nie tylko krócej, ale też okazało się przyjemniejsze i wygodniejsze, i obywało się bez wieczornego płaczu. A my z mężem mieliśmy więcej czasu dla siebie, z czego i on był bardzo zadowolony. Poza tym przeszły mi bóle kręgosłupa! I w końcu zaczęłam się wysypiać! Szkoda, że dopiero po 6 miesiącach taka zmiana. Wspólne spanie spodobało nam się do tego stopnia, że wciąż je praktykujemy. Wzbudza to niekiedy zdziwienie dalszej rodziny czy znajomych, nierzadko pozostaje bez komentarza, ale wiemy, że robimy dobrze. Przyjdzie czas, kiedy dziecko będzie samo gotowe do opuszczenia łóżka rodzinnego i wtedy nie będziemy go zatrzymywać. Niedawno odkryliśmy, że na co-sleeping przyszła teraz moda. I bardzo dobrze, bo to naturalne zachowanie zapewniające dziecku poczucie bezpieczeństwa, a rodzicom wygodę i spokojny niezakłócony nocnym płaczem sen. Ułatwia też nocne karmienie w przypadku karmienia dziecka piersią. Poza tym liczne badania pokazują, że współspanie chroni niemowlęta przed wyziębieniem i zespołem nagłej śmierci łóżeczkowej, które są częściej spotykane w przypadku nocnego separowania niemowląt.
Zabezpieczanie rodzinnego łóżka ze względu na spanie w nim dziecka, nie jest problemem. Można przystawić parę krzeseł, oparciami w stronę posłania, albo ułożyć dziecko od ściany, aby nie spadało. A dla nas najlepszym rozwiązaniem okazało się układanie Krysi pośrodku – czyli pomiędzy obojgiem rodziców. Nie tylko nie musimy pamiętać o krzesłach, ale też wzajemnie przejmujemy opiekę nad córką. Raz jedno z nas, raz drugie okrywa ją kołderką, kiedy zauważy, że się rozkopała i że jej zimno. Dzięki temu ja i mąż wysypiamy się w miarę po równo ;) Po równo też dostajemy nocne kopniaki od naszej wiercipięty. Ale to oczywiście jest do zniesienia i nie przeszkadza w wyspaniu się.
Ilekroć spojrzę na łóżeczko niemowlęce mojej ponaddwuletniej córeczki, która już dawno w nim nie śpi, myślę sobie, że chyba już więcej nam się nie przyda. Pełni jedynie funkcję dekoracyjną, stanowi magazyn ubrań, a także dodatkową przestrzeń do rozwieszania wilgotnych pieluszek, które zimą nawilżają powietrze w pomieszczeniu. Na pewno nie jest po to, by ktoś w nim spał. Drugie dziecko, które jest w drodze, na pewno od początku zabierzemy ze sobą do łóżka rodzinnego.
Praca nagrodzona w konkursie "Jak spać?" z Italian Fashion. Przeczytaj inne wyróżnione przez nas teksty: