2011.03.29 10:29
To była moja druga ciąża więc po doświadczeniach z pierwszej i 11 latach przerwy postanowiłam że wszystko tym razem ma być po mojemu...a nie chlast na łóżko, obchód studentów na dzień dobry i zakaz wyjścia do toalety. O dziwo mimo zarzekania wybrałam ten sam szpital co przed11 laty...hmm DLACZEGO ? SPYTACIE...po dokładnych oględzinach nowości w dziedzinie rodzenia postanowiłam urodzić w wodzie, a dokładnie do wody i taki rarytas oferował tylko ten szpital. Byłam obejrzeć oddział po remoncie i no...nie powiem....czas robi swoje ...w niczym nie przypominał tego z pierwszego porodu.I tak wyedukowana czekałam godziny X.Gdy nadeszła pojechałam z mężem do szpitala wyrecytowałam czego sobie życzę: " bez nacięcia, do wody i z mężem :)" Ok sala z wana wolna (rewelacja myślę sobie wszystko po mojej myśli). Dotarłam na sale tam miła położna porozmawiałyśmy-uświadomiła mnie, że moje życzenia będą brane pod uwagę chyba że coś będzie nie tak wtedy muszę się podporządkować.Oczywiście nie mam pięć lat żeby to negować:).Nic tylko czekać potomka...a tu nagle niespodzianka, a raczej szara rzeczywistość-zmiana warty położnych o godzinie 7.00 ( że tez musiałam trafić:()i moja wspaniała Pani nie mogła zostać-PRZEPISY. Przyszła inna....i marzenia o wspaniałym bezstresowym porodzie pękły jak bańka mydlana. Spojrzała spode łba -"w wodzie nie ma mowy-dziecko za duże, bez cięcia w życiu ....itd" I tak się zestresowałam że nic mi nie szło-ale to już osobna historia...musiałam urodzić leżąc plackiem (jak przy pierwszym)...A maluszek wcale nie był za duży..tylko odrobina chęci ze strony położnej...
POZDRAWIAM