daszka
(postów: 200)
Użytkownik portalu
2012.04.22 16:52
Mój starszy synek urodził się jako wcześniak. Potem jako niemowlę miał problemy ze wszystkim, ulewał, miał kolki, przedłużająca się żółtaczkę i nadmierne napięcie mięśniowe, nie raczkował, był rehabilitowany. Kłopoty z koordynacją miał od początku. Był daleko w tyle za rówieśnikami. Na szczęście mój mąż jest trenerem tańca towarzyskiego i od kiedy synek wszedł na taki etap, ze dało się z nim pracować - mąż zaczął go uczyć tańca. Od poczatku było wiadomo, że nie jest ŻADNYM TALENTEM tanecznym. Wprost przeciwnie - w ogóle nie miał predyspozycji do tańca. Nie mieliśmy jednak wyboru. Nie stać nas było na dodatkowe, bardzo drogie terapie nie finansowane z NFZ. Mąż uczył tańca i wiedział, ze to rozwija. Teraz syn ma 10 lat. Przede wszystkim ma wspaniałą, prostą postawę. Koordynacyjnie jest w średniej wiekowej, chociaż fajtłapowaty zostanie już chyba do końca życia. Wyrobił sobie słuch, a był z tych dzieci, które nie słyszą rytmu. Kiedy patrzę na niego, jak tańczy, jak szybko teraz łapie kroki - bo w sobie już to wyrobił, jak jest ogólnie fizycznie rozwinięty, jaki ma płynny ruch - jestem dumna. Mój mąż wykonał kawał dobrej roboty. Teraz ma takie doświadczenie, że potrafi pomagać innym dzieciom z różnymi dysfunkcjami ruchowymi. Kiedy potem oglądam efekty jego pracy, jestem zdumiona.
Wiem jedno, taniec towarzyski jest rewelacyjny dla przedszkolaka - o ile trafi się na właściwego instruktora. Niestety zazwyczaj instruktorzy koncentrują się tylko na dzieciach uzdolnionych, tak jest najłatwiej. Takie dziecko i tak szybko załapie. Nauczyć tańczyć kogoś, kto ma trudności, wzbudzić pasję u zdolnego i niezdolnego - to jest coś.
Ostatnia zmiana: 2012.04.22 16:58