2011.07.19 21:09
Dzisiaj u mnie była tzw. ,,narada wojenna" i przypomniałam sobie o jeszcze jednej pomocnej kwestii: włączeniu w życie finansowe rodziny. U mnie Olka wprost ciągle była zła na moje oszczędzanie i od tej pory mamy pewien rytuał. Po części powstał by nauczyć rozsądnego gospodarowania pieniędzmi, zaoszczędzić, a po części by Ola dowiedziała się, gdzie ,,znika" większa część naszych pieniędzy. Rozsiadamy się wszyscy przy stole i przygotowujemy kartkę. Spisujemy nasz dochody , a po drugiej stronie wydatki całej rodziny (opłaty, jedzenie, środki czystości itd.) oraz poszczególnych jej członków ( nowa zabawka dla małej, plecak dla córki koszula dla męża itp.). Dochód dzielimy na kilka części. Na pierwszą odkładamy kwoty za rachunki, na drugą 10% całej sumy- nasze oszczędności. Resztę dzielimy na cztery mniejsze kupki i wkładamy do kopert. Koperty rozrywamy zawsze we wtorki wieczorem i to są właśnie narady wojenne :) Ola dostaje też wtedy swoje kieszonkowe. W soboty jeździmy do supermarketów, gdzie robimy zakupy na kolejny tydzień. Jeśli w kopercie czarna dziura trzeba niestety czekać do następnego wtorku i rozsądnie planować wydatki. Zawsze powinna jednak zostać choćby niewielka kwota na nieprzewidziany zakup, np. leków. Gdy cokolwiek zaoszczędzimy- wkładamy do naszej wyszczerbionej ,,filiżanki na czarną godzinę". Trwa już to ponad rok i aż się zdziwiłam, co wyciągnęłam z niej pod koniec czerwca. To, co przedtem wydawaliśmy na słodycze, nową bluzeczkę i setki innych mniej lub bardziej niepotrzebnych rzeczy, teraz przerodziło się w tygodniowe, rodzinne wczasy w górach. Niezapomniane wrażenia ;) A oszczędzać będziemy nadal, bo od tego czasu już nie usłyszałam do córki ,,Mamo, kup mi nową sukienkę". Teraz ma dwa wyjścia: zaoszczędzić albo... przerobić sama ;) To naprawdę działa, a lekcja oszczędzania wyszła nam wszystkim na dobre.