Ostatnimi czasy zzuję, że moje życie polega jedynie na karmieniu oraz ciągłym zmienianiu i praniu pieluch;/ Oczywiście kocham Igorka, ale mam już chyba dość, czy to jakieś objawy depresji? Czy coś ze mną nie tak? Wcześniej prowadziłam bardzo aktywne życie, ciągle podróżowaliśmy, mieliśmy masę znajomych... Nie wiem jak to powiedzieć mężowi, czy powinnam? Może to minie?
Doskonale Cię rozumiem. U nas było podobnie na początku. I przed ciążą byłam także baardzo aktywna. Wpierw jeszcze, gdy młodego nie było na świecie snuliśmy plany, jak to będzie: że tata z synkiem na spacer, ja w tym czasie wypocznę itd. Rzeczywistość diametralnie inna. Młody wyjec, wiszący na cycku matki, (na początku to nawet nie miałam kiedy się wykąpać, bo wciąż był ryk jak się oddalam) z ojcem któremu puszczały nerwy, alergia pokarmowa, problemy z wyjściem z domu - wkładany do wózka wył tak okrutnie, że wiele razy wracałam z nim na rękach, chusta pomagała, bo młody w niej zasypiał, ale ...motanie a) wymaga wprawy, b) wymaga cierpliwości dziecka - u nas tragedia pod tym względem, zanim zamotałam, a pomagał mi mąż byłam spocona i wściekła, młody wił się jak piskorz, motanie na mężu było jeszcze gorsze, bo mały nie czując mnie blisko, dostawał kompletnego amoku, c) kiedy matka jest sfrustrowana chciałaby na chwilę odpocząć, a nie jeszcze motać malca do siebie d) pogoda obecnie pod psem, nie sprzyja motaniu i trzymaniu parasola,wiem bo sama jeszcze wychodzę z synem i motam na siebie dodatkowow bez kurtki, bo inaczej jest niewygodnie, wówczas kurtki nie zapinam i tu i ówdzie podwiewa..niestety, nie mam "podwójnego" polara, czy innego odzienia,które można nabyć w sklepie, a które wygląda jak naciągnięty na siebie worek...ale wracając do rzeczy jeśli Igorek nie sprawia problemów na spacerze, ściągnij choć na godzinę w weekend kogoś ciotkę, babcię, siostrę...żeby wyszedł z nim "da da". U mnie to skutkowało choć godziną spokoju. Mój wyjec kompletnie nie potrafił i nadal ma problem z zajmowaniem się "sam sobą", trzeba poświęcać mu praktycznie 100% uwagi co męczy okrutnie, na początku, nie mogłam zrobić nawet obiadu, nie ważne że leżaczek był tuż koło mojej nogi a na nim atrakcyjne i mniej atrakcyjne zabawki, obecnie mając ponad półtora roku jest podobnie, jestem w kuchni on wisi mi na nogawce, czasem mam problem by iść do toalety i nie ważne z kim jest czy ze mną, ojcem czy babcią, wciąż domaga się max uwagi a my wciąż mu ją dajemy!!! I kompletnie nie wiem o co chodzi, żeby nie wariować zaczynam czasem ignorować jego "piski" czekając aż się uspokoi. Nigdy wcześniej przed ciążą nie używałam stoperów, teraz dla mnie to wybawienie (używam ich do spania, gdy w weekend odciążą nas babcia,słyszę piski młodego, ale są wytłumione;]) Nie interesują go filmy, bajki, książeczki owszem, ale to zawsze przed snem czytamy, w ciągu dnia rzadziej. Za to 24h spędzałby na dworze, bez względu na pogodę, łazi wszędzie gdzie się da, usiedzieć w wózku absolutnie nie (i to w zasadzie od samego początku, więc zakupy to zawsze wyprawa logistyczna) i w chuście to teraz tylko na szybki transport. On wszędzie musi SAM. Auto też na nie. Będąc w ciąży dużo jeździliśmy i potwornie mnie bombardował, teraz absolutnie nie lubi jeździć choć fotelik z najwyższej półki, to akceptuje tylko krótkie trasy, 200km to horror (ostatnio wykombinował, że zatrzymujemy się na "sikokupę "- wyciągamy mu nocnik i wciąż wołał "e-e" oczywiście nic nie robił, ważne, że mógł rozprostować "kości" a my co 20km postój :/ Także wyjazdy ograniczone do minimum, bo choć nie ja prowadzę,a mąż to jestem psychicznie po nich wykończona (nie, nie śpi w aucie). A znajomi temat rzeka, wyjść wychodzę, ale...niestety, umówić się z innymi matkami baardzo trudno, a z nie matkami jeszcze gorzej, bo kompletnie nie rozumieją pewnych oczywistych kwestii..ogólnie po ciąży nastąpiła bardzo szybka weryfikacja znajomych, na części się bardzo zawiodłam. Dobrze jeśli miałabyś jakąś bliską osobę wokół siebie w tych trudnych chwilach, mnie najbliższa przyjaciółka, też matka akurat wtedy opuściła i była ostatnią osobą, po której mogłabym się tego spodziewać, sale niestety..życie. Nie wiem jakie z mężem masz relacje, ale ukrywanie swoich uczuć nie wniesie nic dobrego do Waszego związku. Bez względu na wszystko musisz mu powiedzieć co czujesz. I jeśli pytasz czy samo minie...samo nic się nie dzieje. Gdyby nie mąż już dawno bym zwariowała.