Dużo o tym wszystkim rozmyślam i jest to czas, który uczy mnie pokory, co pewnie przydaje się w macierzyństwie ;) Naczytałam się o sile, jaką mają w sobie kobiety, o porodach godnych i z poczuciem sprawstwa... Myślałam, że wszystko będzie super, że po prostu urodzę bez problemu w sypialni, bo przecież kobiety od zarania dziejów rodzą i natura nie mogła uczynić nas tak, żeby coś poszło nie tak. Nastawiałam się na super poród bez żadnych środków medycznych i nie wiem czy w tych planach nie podniosłam poprzeczki zbyt wysoko...
Okazało się, że nie mogę rodzić w domu, a teraz wisi nade mną wizja oksytocyny. Staram się po prostu oswoić z tą myślą, że musi być właśnie tak, ale to wszystko jest trudne. Niestety złapałam się chyba w częstą pułapkę - miałam wyobrażenie porodu idealnego, a teraz, kiedy nie leży on w zasięgu moich możliwości, mam jakieś poczucie straty...
Też postrzegam poród jako taki sprawdzian moich sił, których wydaje się mam wiele. Sprawdzenie samej siebie, bez sztucznych poganiaczy.Czuję dokładnie to samo, ale z drugiej strony staram się sobie wytłumaczyć, że jest to nieuzasadnione - że nie mogę obwiniać się za to, że nie rodzę, że może mój organizm ma takie tempo, że poród to nie wyścigi czy bicie rekordów... No ale ciężko zmienić nagle podejście, kiedy zawsze było się ambitnym ;)
1001 pytań i odpowiedzi na kazdy temat. Jeżeli chcesz się dowiedzieć więcej zajrzyj tutaj.