2011.07.04 06:49
Jestem 5 dni po terminie i radosne oczekiwanie zaczyna przeradzać się w nerwową atmosferę... Martwi mnie tylko i wyłącznie konieczność wywoływania porodu.
Chciałam rodzić w domu, ale się nie zakwalifikowałam - to było dla mnie trudne do zaakceptowania i wciąż obawiam się o to, na jaki personel trafię w szpitalu (bo oczywiście chcę być traktowana z szacunkiem, a z moich doświadczeń niestety wynika, że o samo to w placówkach służby zdrowia trudno).
Czekałam na poród bez lęku, a teraz zaczynam się niecierpliwić, co na pewno niczemu nie sprzyja. Piszę, bo to dla mnie trudna emocjonalnie sytuacja. Oczywiście cała rodzina i znajomi czekają razem ze mną, ale trudno im zrozumieć, że dostaję dziennie z 10 telefonów z pytaniem czy urodziłam i zupełnie nie stanowi to dla mnie wsparcia ;/
Moja ginekolog powiedziała, że trzy dni po terminie mam spakowana jechać do szpitala!!! Takie standardy są dla mnie nie do przyjęcia... Sama urodziłam się naturalnie 14 dni po terminie, więc nie martwię się, że z dzieckiem może być coś nie tak - boję się tylko medykalizacji porodu, której chciałam uniknąć. Moja położna z kolei mówi, że do 10 lipca czekamy, a później ewentualnie trzeba coś będzie zdecydować... Jak to było u was? Bardzo chciałabym usłyszeć, że da się urodzić w 41 lub 42 tc. bez wywoływania ;)